Drugiego dnia wybraliśmy się na Gęsią Szyję, która została nam polecona przez lokalnego sprzedawcę. Postanowiliśmy pojechać autobusem, chociaż okazało się to trudniejsze niż myśleliśmy, ponieważ większość autobusów z Bukowiny jeździ do Białki lub w drugą stronę do Zakopanego. Wyczekaliśmy się na przystanku ponad 30 min, aż nadjechał autokar, jadący na Słowację, ale trasą obok parkingu na Wierchu Poroniec. Tam też rozpoczęliśmy naszą wędrówkę :)
Nasza trasa - Dzień II - KLIK (11 km)
Na Rusinową Polanę wiódł spokojny, zielony szlak - idealny na rozgrzewkę przed podejściem na Gęsią Szyję (jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas czeka). Przygotowany na przyjęcie dużej ilości turystów, tuż przed Rusinową stały nawet Toi-Toi'e. Niestety, jak widać na zdjęciach idealnej przejrzystości powietrza to nie było - mimo czerwca było dość rześko, ale nie padało - przynajmniej do połowy trasy... Stąd też zdjęcia tylko do punktu widokowego na Gęsiej Szyi, ponieważ później zaczęło kropić, więc postanowiliśmy jak najszybciej schodzić z gór - Antek wylądował w nosidle u taty na plecach i przespał całe zejście :)
Jednak przygodom na ten dzień nie było końca, gdyż jak zeszliśmy zaczynało padać coraz intensywniej. W związku z tym postanowiliśmy tylko przełożyć Antka znów na przód i łapać stopa, bo na autobus musielibyśmy czekać około godziny. Zatrzymali się przesympatycznie ludzie, starsze małżeństwo z okolic Warszawy. Podrzucili nas do Bukowiny na Klin, a stamtąd powędrowaliśmy pod górę do naszego pensjonatu.
Niestety okazało się, że na parkingu, gdzie przekładaliśmy nosidło pozostawiliśmy Antkowy bidon z wodą, więc musieliśmy i tak odpalić samochód i powrócić tam po naszą zgubę.
Początek wędrówki a Antek już śpi :)
Widoki z Rusinowej Polany
Mały śmieszek odpoczywa na Rusinowej Polanie
Wyżej, wyżej, wyżej
Zmęczeni, ale szczęśliwi - ponad 1100 stopni za nami (zgubiłam rachubę pod koniec...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz