poniedziałek, 2 lipca 2018

Jeszcze się zmieszczę, czyli Szczeliniec 2016

Data: 11.09.2016 (niedziela)
Trasa: 3.50 km, 221 m
Przebieg: Karłów - czerwony/żółty - Obejście Szczelińca Małego - żółty - Szczeliniec Wielki, przełęcz - czerwony - Schronisko na Szczelińcu - Obejście Szczelińca Małego - czerwony/żółty - Karłów

Punkty GOT: 4

Trasa na mapa-turystyczna


Natchnęło mnie ostatnio, żeby uzupełnić naszego bloga o wpis o naszej ostatniej króciutkiej wycieczce po Górach Stołowych. W zasadzie to było przejście Szczelińca Wielkiego - a był to chyba ostatni moment, kiedy mogłam spokojnie przez niego przejść, gdyż w brzuszku rosła już kolejna turystka - Gabrysia :)

Zaparkowaliśmy się w Karłowie i wraz z płynącym tłumem poszliśmy w ten ciepły wrześniowy weekend na Szczeliniec. Nie była to trasa forsowna, ani długa, ale i nie miała być taka. Było to takie nasze zakończenie sezonu. Ze względu na moją ciążę, troszkę szybciej niż zazwyczaj.

Świetnie się bawiliśmy, a Antek całą trasę ze Szczelińca pokonał sam. Chociaż wiemy, że trzeba będzie z nim tutaj jeszcze przyjechać, kiedy będzie większy i będzie miał ubaw z przechodzenia pomiędzy skałami.

Dla chodzących z Maluchami dodałabym tutaj jedną wskazówkę - nie bierzcie ani tutaj, ani w Błędne Skały nosidła turystycznego. Albo dziecko na nogach, albo w chuście/nosidle ergonomicznym. Niestety było wiele przestraszonych, wrzeszczących Maluszków, które musiały być wyjęte z tych nosideł i niesione na rękach podczas przechodzenia przez niektóre szczeliny. Same nosidła natomiast były przenoszone w poziomie.


Pozdrawiam Was serdecznie
i do zobaczenia na szlaku!

Dąbrówka





Rodzinny portret z rosnącym 4-miesięcznym brzuszkiem






sobota, 17 lutego 2018

Pewnego razu na kielecczyźnie... ;-)

Data: 11-13.08.2016 (czwartek - sobota)

Trasa: 

Dzień I: Kuźniaki - czerwony - Ciosowa - 18.02km, 482m
Dzień II: Ciosowa - czerwony - Ameliówka - niebieski - Mąchocice Kapitulne - 34.23km, 851m
Dzień III: Ameliówka - czerwony - Kakonin - 17.25km, 704m

Punkty GOT:

Dzień I: 21
Dzień II: 38
Dzień III: 17

Trasa na ENDOMONDO (1)Trasa na mapa-turystyczna (1)
Trasa na ENDOMONDO (2)Trasa na mapa-turystyczna (2)
Trasa na ENDOMONDO (3)Trasa na mapa-turystyczna (3)



Cześć!

Czy na kielecczyźnie są góry? W pierwszym momencie wydaje się, że tam przecież jest dość płasko, a do najbliższych gór jakieś 3h drogi. Jednak to tylko złudne wrażenie, bo tam właśnie znajdują się najniższe polskie góry czyli Góry Świętokrzyskie.

Jak na pasmo górskie przystało poprowadzony jest również przez nie główny szlak wyznakowany na czerwono. Tutaj od Kuźniaków do Gołoszyc ma on zaledwie 108km, czyli do "Beskidzkiego" (519km) i "Sudeckiego" (444km) dużo mu brakuje. No ale jakie góry, taki ich główny szlak.

Jako że marzy nam się przejść kiedyś wspólnie Główny Szlak Sudecki, to szukaliśmy miejsca, gdzie w ogóle możemy pójść na taką kilkudniową wędrówkę. Żeby sprawdzić siebie. Ale chyba przede wszystkim, żeby dowiedzieć się, co się sprawdza, a co niekoniecznie pod kątem optymalizacji bagażu.

Z poprzedniego wpisu wiecie już, że byłam wówczas w ciąży z Gabrysią (dokładniej połowa trzeciego miesiąca), jednak czułam się na tyle dobrze, że nie zmieniliśmy planów i wyjechaliśmy w kieleckie.

Niestety z Wrocławia do Kielc jest kawał drogi. Na dodatek tak fatalnie skomunikowane, że podróż zajęła nam prawie 12h. Do Krakowa pojechaliśmy Polskim Busem, który niestety nie dość, że okazał się na tyle zatłoczony, że nie znaleźliśmy miejsca obok siebie, to przyjechał z około godzinnym opóźnieniem. Z racji spóźnienia nie zdążyliśmy już na przesiadkę, więc czekaliśmy na pociąg do Kielc. Choć podróż tym pociągiem była bez wątpienia najlepszym etapem, to niestety w Kielcach czekało nas dwugodzinne oczekiwanie na bus do Kuźniaków. Oczywiście wykorzystaliśmy to na wypicie kawy o poranku na kieleckim rynku.

Ostatecznie mocno zdezelowanym busem docieramy do Kuźniaków i chwilę po 13 stajemy przy pierwszej czerwonej kropce. Mamy oczywiście nadzieję, że w Gołoszycach ujrzymy drugą (co niestety się nie dokonało, ale o tym później).

Kuźniaki - początek GSŚ im. E.Massalskiego

Jak możecie się domyślić patrząc na zdjęcia, sierpniowa pogoda nas nie rozpieszczała. Pierwszego dnia było chłodno, wietrznie, a później już nawet deszczowo, momentami ulewnie. Zmęczeni podróżą, lecz pozytywnie nastawieni ruszyliśmy przed siebie. Jednym z pierwszych wzniesień jest Perzowa Góra. Sam szczyt nie jest zbyt wyróżniający się, jednak zaraz za nim szlak idzie przez wąziutki przesmyk między skałami (taka świętokrzyska wersja Szczelińca), a tuż za nim jest położona górska kaplica wykuta w jednej ze skał. Niestety nie posiadamy zdjęć z zewnątrz, gdyż akurat lunął z nieba ulewny deszcz, więc skryliśmy się w środku, by go przeczekać.

Rezerwat Perzowa Góra

Kaplica św. Rozalii za Perzową Górą

Kaplica św. Rozalii za Perzową Górą

Tuż za Rezerwatem Perzowa Góra wychodzimy na otwartą przestrzeń. Na zdjęciach widać jak bardzo nie-górzysty to teren. Liczyliśmy choć na minimalne pagórki, w końcu nawet Ślęża widziana z Wrocławia wygląda na górę. Póki co nasza wędrówka ograniczała się do pól, lasów i wiosek. Co nas również zaskoczyło to fakt, że mimo że szczytów nie ma tutaj wiele, to jedynie nieliczne są oznaczone kamiennym słupkiem. Pozostałe, to co najwyżej punkt zaznaczony krzyżykiem. Gdyby nie GPS to często moglibyśmy nawet przegapić przejście przez punkt szczytowy.


Łąki nad Huciskiem

Niedźwiedź?


Siniewska Góra

Pierwszy dzień zakończyliśmy w Ciosowej. Było to JEDYNE miejsce, w którym znaleźliśmy jakiekolwiek noclegi w miarę blisko szlaku. Jest to jeden z mankamentów wędrówki po Górach Świętokrzyskich. Dużo łatwiej jest tutaj znaleźć "miejscówkę" na rozbicie namiotu niż noclegi. Pierwsza opcja jednak nas nie przekonywała, jednak chociażby brak wody (a i w Górach Świętokrzyskich ciężko o jakieś strumienie) byłaby dla nas zbyt uciążliwa.

Wyspani i najedzeni (nocleg mieliśmy z opcją śniadania) ruszyliśmy w dalszą drogę. Wychodząc nie wiedzieliśmy dokąd uda nam się dojść, a i z noclegami było ciężko. Niestety pierwsze problemy zaczęły się już na początku, gdy na pierwszym szczycie za Ciosową przypomnieliśmy sobie, że nasze kurtki zostały u gospodyni w szafie na wieszakach. Musieliśmy zawrócić, choć to były już ze 3km - czyli zamiast 3 zrobiliśmy 9... A i podejście zarówno na pierwszy jak i drugi szczyt było stosunkowo ostre. Gdy doszliśmy jednak do drogi, którą mieliśmy przeciąć by wspiąć się na trzeci szczyt, powitały nas wielkie krzaki dojrzałych jeżyn. Takich wygrzanych w słońcu, co tylko dodawało im słodyczy. Bardzo poprawiło to nam humory i tacy pełni optymizmu poszliśmy dalej.


Tumlin Podgrodzie i Grodowa w tle

Góra Grodowa (trzeci szczyt) to Rezerwat Archeologiczno-Geologiczny. Na jej zboczu znajduje się średniowieczne miejsce kultu. Była to dla nas ciekawa odmiana po ciągłej wędrówce przez las, gdzie ciężko było dopatrzeć się czegoś innego niż drzew.

Przy okazji doświadczyliśmy czegoś zupełnie innego w kontekście nazw miejscowości - oboje mieszkamy we Wrocławiu, a i tak pochodzimy z zachodniej Polski. W naszych okolicach jeśli nazwy są dwuczłonowe, to najczęsciej jeden z członów to: Nowy/Stary lub Wielki/Mały - czyli wygląda na to, że bez polotu. A tutaj? Na kielecczyźnie jest wiele obok siebie miejscowości o takim samym pierwszym członie (np. Tumlin, Kostomłoty, Mąchocice, Ćmińsk). Nie dość, że same te nazwy wydawały nam się dość zabawne, to ich drugie człony spowodowały, że akurat miejscowości położone w tych górach zapamiętamy na dłużej ;-) Zobaczcie sami

Przykłady:
Tumlin - Podgrodzie / Wykień / Dąbrówka / Węgle
Mąchocice - Kapitulne / Scholasteria
Krajno - Pierwsze / Drugie
Ćmińsk - Rządowy / Kościelny

Swoją drogą czy nie kojarzy Wam się nazwa Ćmińsk Rządowy i Ćmińsk Kościelny z realiami serialu Ranczo?

Miejsce kultu - Góra Grodowa

Po zejściu z Góry Grodowej wracamy do Tumlina, mniej więcej w miejscu, w którym zostało wykonane poniższe zdjęcie. Na imię mam nietypowo - Dąbrówka, więc śmiałam się, że znalazłam swoją miejscowość :) Nasza trasa dalej biegnie ulicami Tumlina, aż do stacji PKP. Tuż za torami asfaltowa droga kończy się i znów wchodzimy do lasu. Teren jest dość podmokły, a w związku z niedawnymi opadami deszczu idziemy brodząc w błocie niczym żurawie, przeskakując często z muldy na muldę i szukając chociaż kawałka suchego miejsca. Niezbyt przyjemne, w szczególności że błoto i kałuże skupiają muchy i komary. Po około 4km błotnistej wędrówki docieramy do asfaltowej drogi. Idziemy nią jednak tylko nieznaczny kawałek i znów skręcamy w las. Słyszymy już szum S7, przez którą mamy górą przejść, tzw. przejściem dla zwierzyny. Przekraczamy ekspresówkę i kierujemy się do DK73, wzdłuż której przyjdzie nam wędrować znów kawałek, niemalże osiągając Kielce. Z mapy wynika, że nasza wędrówka dziś powinna być już dość cywilizowana. W międzyczasie zaczynamy dzwonić, dopytywać się o noclegi. Po 20km zaczynamy już powoli myśleć o odpoczynku, tym bardziej że nie wędrujemy z ekwipunkiem do biwakowania.

Jeden z Tumlinów - Tumlin Dąbrówka :P



Niestety czeka nas jeszcze kawałek przedzierania się przez krzaczory tuż przed Domaniówką, ale później już jest dosyć przyjemnie. Tutaj, uwaga (!), spotykamy pierwszych turystów. Para jedzie rowerami przez Góry Świętokrzyskie, ale w odwrotnym kierunku niż my. Chwilę rozmawiamy o naszych dotychczasowych doświadczeniach w chodzeniu po górach i zatrzymujemy się na odpoczynek na łąkach nad Masłowem Pierwszym. Trochę czujemy już "w nogach", ale z drugiej strony udaje nam się załatwić nocleg. Nieco poza szlakiem, ale tutaj nie ma zbyt wielkiego wyboru. Będziemy nocować w Mąchocicach Kapitulnych. Mimo możliwości, nie skracamy sobie drogi, ale wędrujemy nadal szlakiem czerwonym. Zachęca nas do tego oznaczenie na mapie, że na trasie będziemy mieli wieżę widokową na Klonówce.
Łąki nad Masłowem Pierwszym

Wieża owszem jest, ale z widokami jedynie na Kielce. Lubię nowoczesność, ale widoki stricte urbanistyczne w górach, to niekoniecznie to, czego szukamy. Co ciekawe, to zaraz za wieżą rozpoczyna się dziki sad z jabłoniami. Niesamowite. W tym miejscu postanawiamy ochrzcić te góry mianem Gór Owocowych.

Zmęczeni wspinamy się już na ostatni szczyt, notabene Dąbrówkę. Niestety całkowity brak oznaczeń powoduje, że nie do końca wiemy nawet, kiedy go osiągamy. Na bardzo ostrym zejściu gubimy szlak, jednak wiemy że musimy zejść do drogi. Następnie wzdłuż drogi, schodząc ze szlaku czerwonego i kierując się już niebieskim, idziemy na nocleg do Mąchocic Kapitulnych. Po ponad 30 km na szlaku mamy ochotę tylko na prysznic i łóżko, więc nie zwracamy uwagi na inne niedogodności. Tak kończymy przygody na dzień drugi.

Następny dzień rozpoczynamy wcześnie. Chwilę po 6:30 jesteśmy już na szlaku. Nie chcąc dokładać sobie kilometrów udajemy się na główne skrzyżowanie w miejscowości zachodząc wcześniej do sklepu, by uzupełnić prowiant. Jako że odpuszczamy śniadanie, to kawałek drogi idziemy z bułką i jogurtem w ręku, co ma nam dać przynajmniej namiastkę posiłku. Na skrzyżowaniu stajemy na przystanku autobusowym i czekamy na autobus podmiejski, który podrzuci nas do Ameliówki, czyli tam, gdzie przerwaliśmy nasz szlak czerwony. Właśnie wtedy zdajemy sobie sprawę, że zagubiliśmy gdzieś moją książeczkę do zbierania potwierdzeń do GOT PTTK. Przykro, ale trudno, mamy nadzieję, że uda się potwierdzić na postawie zdjęć, tym bardziej, że już tak mało brakuje na Małą Złotą odznakę.

Na Radostową podejście jest dosyć strome, ale z nowymi siłami już po 45 minutach szczyt jest nasz. Niestety jak to świętokrzyskie szczyty, oznaczenia brak. Widoków również - jak widać na poniższym zdjęciu. Robimy tutaj krótki odpoczynek na przekąskę i wędrujemy dalej. Dziś prawdziwe śniadanie postanawiamy zjeść dopiero w Świętej Katarzynie. Ale zanim tam dojdziemy to musimy zdobyć jeszcze jeden, nieco niższy szczyt - Wymyśloną. Tuż przed szczytem jest charakterystyczne miejsce, skały piaskowca, które są uznane za pomnik przyrody. Z Wymyślonej schodzimy już prostą drogą aż na Przełęcz Krajeńską. Następnie około 1,5-km asfaltem i docieramy do Świętej Katarzyny. Odbijamy do Schroniska PTTK "Jodełka", zamawiamy śniadanie i cieszymy się, że to już dziś przed nami najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich. Po cichu liczymy w końcu na jakieś konkretniejsze podejścia i może nawet jakieś widoki...


Radostowa

Wymyślona - piaskowce, pomnik przyrody


W okolicach Krajna
Za wejście na Łysicę trzeba zapłacić. Ciężko się dziwić, jako że ta góra, jedyna w okolicy jest celem wielu rodzinnych weekendowych wycieczek. Chociaż po prawdzie widać, że szlak jest zadbany i mocno przygotowany dla turystów (schodki, poręcze, oznaczenia). Oczywiście podejście jak na te góry jest, ale my uporaliśmy się z nim dość sprawnie i bez szczególnego zmęczenia. Jeszcze przed południem stajemy pod krzyżem na Łysicy i prosimy o pamiątkowe zdjęcie. Samo gołoborze nie robi na nas wrażenia - chyba oczekiwaliśmy czegoś bardziej spektakularnego. I chyba właśnie wtedy w naszych głowach powoli rodzi się myśl, że chcemy szybciej opuścić te góry. Tym bardziej, że patrząc na mapę, to lada moment znów wyjdziemy z najwyższego pasma, a wędrówka miałaby przebiegać przez wsie u stóp gór. Dodatkowo trudności ze znalezieniem jakiegokolwiek noclegu powoli utwierdzają nas w tej myśli.


Żródło św. Franciszka u stóp Łysicy

Gołoborze Łysicy

Pod krzyżem, na Łysicy

Ostatnią przerwę robimy przy kaplicy św. Mikołaja, tuż przed wyjściem z Parku Narodowego. Spotykamy tam grupę z koła PTTK, wraz z dosyć wesołym przewodnikiem. Podśmiewamy się z zasłyszanej anegdoty o tym, jak witają się przewodnicy na szlaku. Jak? "Niech Cię szlak(g)!". Schodzimy do Kakonina, a szczęście nam sprzyja, gdyż za chwilę odjeżdża stamtąd bus do Kielc. Nie musimy więc planować jak i kiedy wrócimy.

W ten sposób żegnamy Góry Świętokrzyskie i rezygnujemy z ukończenia Głównego Szlaku E. Massalskiego. Na tą chwilę, raczej nie planujemy tam powrotów, bo poza tym, że mogliśmy sprawdzić, co i jak nam się sprawdza (szczególnie jeśli chodzi o odzież oraz prowiant), to generalne wrażenie było dosyć słabe.

A Wy? Byliście w Górach Świętokrzyskich?

poniedziałek, 23 października 2017

Nasz pierwszy dwutysięcznik - zdobyty przez 2,5 (!) osoby ;-)

Data: 30.07.2016 (sobota)
Trasa: 26.86 km, 1611 m
Przebieg: Palenica Białczańska, parking czerwony - Droga Oswalda Balzera, skrzyżowanie szlaków - Wodogrzmoty Mickiewicza - zielony - Dolina Roztoki - Siklawa - niebieski - Schronisko PTTK W Dolinie Pięciu Stawów Polskich - Siklawa - Dolina Pięciu Stawów Polskich, Zagon Niżni - Dolina Pięciu Stawów Polskich, pod Kozim Wierchem - Dolina Pięciu Stawów Polskich, Niżnie Solnisko - żółty - Szpiglasowa Przełęcz - Szpiglasowy Wierch - Szpiglasowa Przełęcz - Dolina za Mnichem - Schronisko PTTK przy Morskim Oku - czerwony/niebieski - Odejście na Kępę - czerwony - Wodogrzmoty Mickiewicza - Droga Oswalda Balzera, skrzyżowanie szlaków - Palenica Białczańska, parking
Punkty GOT: 39

Trasa na ENDOMONDO
Trasa na mapa-turystyczna


Cześć!

Dziadkowie chcieli na weekend zająć się wnukiem, to co w takiej sytuacji robią rodzice? Ano ruszają na szlak. I to nie byle jaki - bo i daleko, i długi :) Zaledwie kilka dni wcześniej dowiedzieliśmy się, że znów zostaniemy rodzicami (spokojnie, spokojnie, to tylko wspomnienia sprzed roku). Nie wdając się w szczegóły, okazało się, że w dniu wyjazdu byłam już na początku trzeciego miesiąca ciąży ;-) Tak więc, gdy mąż zaproponował Tatry i zdobycie Szpiglasowego Wierchu, uznałam to za bardzo szalony pomysł, mimo to nie byłam w stanie odmówić. Tym bardziej, że miał być to nasz pierwszy zdobyty dwutysięcznik. I pierwsze doświadczenia z łańcuchami (tych na Śnieżkę nie liczę).

Nie wspominając już o tym, że to dopiero nasz drugi raz w Tatrach, dopóki nie byliśmy zmotoryzowani, ciężko było nam się tam wybrać. Pierwszy raz byliśmy na naszym pierwszym urlopie z Antkiem w 2015 roku. Niestety pogoda nas wtedy nie rozpieszczała. Tutaj możecie powrócić do naszych pierwszych doświadczeń z tymi górami:

Tym razem pogoda zapowiadała się pięknie, więc wiedzieliśmy, że musimy wyruszyć bardzo wcześnie w drogę, by móc się jeszcze zaparkować w Palenicy Białczańskiej. Ostatecznie wyjechaliśmy z Wrocławia około 3 nad ranem, tak by w Palenicy zameldować się jeszcze przed 7.

Początkowo ruszamy tą samą trasą, którą niegdyś pokonywaliśmy z Antkiem. Chociaż dziś jak czytam ówczesną relację, to się uśmiecham sama do siebie - tym razem mam inne odczucia niż wtedy. Z Palenicy Białczańskiej staramy się możliwie jak najszybciej dotrzeć do Wodogrzmotów Mickiewicza, tak by znów uciec z asfaltowego szlaku (akurat w tym temacie nic się nie zmieniło - nadal nie lubimy). Wchodzimy do przepięknie zielonej Doliny Roztoki. Idzie się bardzo przyjemnie. Delektujemy się widokami na wysokie granie, których widać tym więcej im wyżej się znajdujemy.



Pogoda o poranku wydaje się być cudna

Wodogrzmoty Mickiewicza

Dolina Roztoki

Dolina Roztoki

Dolina Roztoki

Dolina Roztoki

Rzeczywiście szlak przez Siklawę do Doliny Pięciu Stawów Polskich ma sporą deniwelację na stosunkowo krótkim odcinku oraz prowadzi po skałach i kamieniach, natomiast nie wiem, czy wynika to z naszej aktualnej kondycji, czy zdecydowanie większego doświadczenia, a może i lepszej pogody, ale tym razem nie odbieramy tego odcinka jako ultra trudny. Wchodzimy do Doliny i kierujemy się do już mocno zatłoczonego schroniska (nic dziwnego - kombinacja wakacje+weekend+dobra pogoda jest kusząca nie tylko dla nas). Robimy tylko krótką przerwę, bo wiemy, że przed nami jeszcze długa droga.

Oczy cieszymy pięknymi widokami z Doliny. Pstrykamy kilka fotek i idziemy wzdłuż Wielkiego Stawu do odbicia szlaku żółtego w kierunku Szpiglasowego Wierchu. Trasa już od samego początku jest bardzo malownicza. Ponadto jest to taki typ szlaku (też ze względu na wysokość, na której jesteśmy), którego w Polsce można doświadczyć jedynie w Tatrach. Po kilku kamieniach przechodzimy przez strumień łączący dwa z pięciu stawów i zaczynamy mozolną wspinaczkę. Szlak wznosi się zakosami coraz wyżej, a mi powoli dają się we znaki hormony ciążowe, powodujące szybsze zmęczenie i senność. Tak więc powoli, w swoim tempie, pokonujemy kolejne metry w górę.

W końcu docieramy do kolejnego punktu dzisiejszej wycieczki, mianowicie szlaku z asekuracją w postaci metalowych łańcuchów. Oczywiście okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, natomiast przynajmniej na tym odcinku nie stanowiło to trudności. Bardziej chyba były zamontowane dla komfortu psychicznego. Większą trudnością było wyminięcie się ze schodzącymi osobami, szczególnie, gdy nie bacząc na niepisaną zasadę kilka osób z dołu - kilka osób z góry, wchodziły na fragmenty eksponowane, na których byli już inni turyści. Z samą ekspozycją, jako taką nie mieliśmy najmniejszego problemu.


Siklawa

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Po kamieniach na drugą stronę


Dolina Pięciu Stawów Polskich już za nami

A przed nami - łańcuchy - pierwsze w życiu, jest przeżycie


Dumni docieramy do Szpiglasowej Przełęczy, by ruszyć po chwili na szczyt. Wieje dość mocno i widać, że pogoda nad Rysami zaczyna się powoli psuć i nadciągają kłębiaste chmury. Na górze jest dość tłoczno, gdyż jak się okazuje dużo łatwiejszy szlak jest od strony Morskiego Oka, więc zdążyło tutaj już dojść sporo turystów. Dowiadujemy się, że podejście od tamtej strony jest zwane "cepostradą". Koniec końców cieszymy się, bo jednak łatwiej jest podchodzić trudniejszym szlakiem niż schodzić.



Szpiglasowa Przełęcz

Zdobyliśmy Szpiglasowy Wierch (2172m)

Zdobyliśmy Szpiglasowy Wierch (2172m)

Szpiglasowy Wierch - widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich

Schodząc obserwujemy "mrówki" wspinające się na Rysy. Trafiamy również na akcję ratunkową, widzimy jak ratownicy TOPR ze śmigłowca ratują wspinacza. Z ciekawości sprawdzamy oczywiście  na następny dzień kronikę TOPR, żeby dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło:

O godz. 14.57 do TOPR dotarła informacja, że na Kopie Spadowej podczas wspinaczki drogą Skłodowskiego odpadł taternik. W  wyniku upadku doznał urazu stawu skokowego. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu ratownicy desantowali się  na półce około 30 m  nad miejscem wypadku. Po założeniu stanowiska jeden z ratowników został opuszczony na linach dynema do rannego taternika. Po zaopatrzeniu taternik wraz z ratownikiem został opuszczony do podstawy ściany, skąd został windą  podebrany przez śmigłowiec i przetransportowany do szpitala. W kolejnych lotach zostali przetransportowani ratownicy, którzy obsługiwali stanowisko zjazdowe.

Przy Morskim Oku zatrzymujemy się tylko na chwilę, gdyż zadecydowaliśmy, że jeszcze tego samego dnia chcemy powrócić do Wrocławia. Schodzimy dość szybkim tempem i docieramy do samochodu. Wykończeni, ale szczęśliwi po niespełna 27-km wędrówce, wracamy do domu na zasłużony odpoczynek.

Szpiglasowy Wierch - widok na Rysy

Schodzimy do Schroniska przy Morskim Oku

Morskie Oko